-
Odp: Moja wyprawa do Katalonii
Hej, Lechu! Ani nie mam czasu podróżować ani pisać relacji. Mnie po prostu zmusili do jednego i drugiego. Ale na szczęście już kończę. Jeszcze tylko dwa odcinki.
Dzień 8
Dziś koniec wyprawy. Zbieramy się do kraju, z pewnym żalem, ale i z silnym postanowieniem ponownego przybycia. Czuję pewien niedosyt. No cóż, może kiedyś nadrobię to, czego nie zdążyłem w ciągu ostatnich dni obejrzeć, przeżyć. Trzeba wracać, zwłaszcza, że wilgotność powietrza spadła do 68% - O ZGROZO . Nic tu po nas.
Zakupione cygara w workach foliowych pakuję w pudło po butach (bardzo sztywne i o wiele za duże) i wpycham do bagażu podręcznego. Reszta rzeczy do bagażu głównego. Poza cygarami przybyło klika win. Ubyła stłuczona popielnica cygarowa. Powinienem się zmieścić w limitach wagowych. Spakowany. Śniadanie. Ostatni rzut oka z tarasu. Pozostały czas oczekiwania na planowany wyjazd na lotnisko spędzam na plaży i w hallu hotelowym.
Autokar podjechał po nas z pewnym opóźnieniem, dość małym jak na hiszpańskie warunki. Praaaaaaawie planowo. Mamy zabrać jeszcze po drodze ludzi z trzech innych hoteli. Pod następnym z nich, nie ma nikogo. Rezydentka biura podróży szuka, wypytuje, czeka. Nasz terminowy dojazd do Girony staje pod znakiem zapytania. Nikogo nie ma. Nikt nic nie wie. W sumie nie dziwię się, że ktoś „wybrał wolność” w Katalonii, zważywszy pogodę i cenę wina.
Wreszcie decyzja – odjeżdżamy bez nich. Jeszcze dwa hotele i ostatnia prosta.
Lotnisko Girona. Odprawa biletowa, oddajemy bagaż główny i idziemy do odprawy z bagażem podręcznym i ze streapteasem. Jezuuuuuuuu! Znowu będą mnie chcieli zamknąć . Bardzo dokładnie pozbywam się metalowych rzeczy, paska, pugilaresu. Mam do wyboru dwie bramki. Wybieram tę, gdzie na wachcie stoi pani. Jakoś dobrze jej z oczu patrzy, będzie jej wstyd mnie rewidować. To okazało się trafnym wyborem. Nikt, nic. Nie wzbudziła sensacji moja tuba ani cygara w pudle po butach. Widać dotarła tu cywilizacja
No to teraz tylko lecieć. Nasz samolot jest jednak opóźniony około dwóch godzin. Nie mam tu już nic do zrobienia. Na lotnisku też niewiele atrakcji. Oglądam alkohole w sklepach bezcłowych i oczywiście szukam cygar. Kiedyś pisano troszkę o fajnych zakupach na lotnisku. Dokładnie oglądam obydwa sklepy ALDEASA. Jakieś pierdołki i niby pamiątki, koszulki FCBarcelona, fajany, słodycze, wina i rude… Wreszcie w jednym z nich tak niepozornie, bez humidora, w kartonowych opakowaniach w kącie, leżą cygara. Same malutkie formaty, najmniejsze kubańczyki. Obejrzałem i nawet gdybym miał za co, to bym nie kupił. Jakoś tak nie wzbudziły zaufania (chodzi o brak dbałości o warunki przechowywania, eksponowania i brak należnego szacunku w stosunku do jakże szlachetnego tytoniu).
Nudno. Obserwuję płytę lotniska. Lądują samoloty, ale naszego brak. Nie doleciał jeszcze z Warszawy. Z Warszawy? Ma nas dowieźć do Gdańska a wieczorem wracać z kolejnymi ludźmi znów do Girony. Przecież te maszyny latają jak autobusy. Tam i z powrotem. Wreszcie jest, ląduje. Po 20 minutach zapraszają nas na pokład. To taki sam jak poprzednio boeing 737-400. Stara dobra maszyna. No to się jeszcze okaże, hehehe, czy dobra. Jeszcze nie dolecieliśmy.
Miejsce blisko okna, ale nie przy samej szybie.
Postanowiłem po starcie włączyć telefon na offline i porobić trochę zdjęć. Sprawdzę też, czy działa w powietrzu sieć WI-FI. Niee, nie działa. A chciałem wysłać maile. Miły – jak zwykle, główny pilot wita nas serdecznie i informuje, że spóźnienie było wynikiem ograniczeń w ruchu lotniczym nad Europą i awarii koła w samolocie. Coś tu nie gra . Nikt nic nie słyszał o ograniczeniach w ruchu powietrznym, żaden nowy wulkan nie dymi. Może to coś więcej niż koło? A jeśli nawet, to czy dobrze je przykręcili? Dlaczego mój stolik jest zepsuty i poklejony taśmą klejąca a dziury w fotelach połatane blachą, albo sreberkiem od czekolady – i do tego niedokładnie? Nie jest dobrze. Mają coś grubego na sumieniu, bo inaczej, dlaczego by rozdawali wszystkim wodę i to za darmo? Wolałbym pół litra.
Wreszcie spokój. Po wszystkich turbulencjach, przechyłach, wychyłach, po locie wznoszącym i płaskim, po locie nad Alpami, zbliżamy się do celu. Krótko po tym, kiedy pilot zapowiedział, że minęliśmy Wrocław i będziemy podchodzić do lądowania, zobaczyliśmy kaszubski krajobraz a potem most wantowy, Starówkę, obwodnicę Trójmiasta i płynnie osiedliśmy na płycie lotniska w Rębiechowie. Odbiór bagażu i taksówka. Odczuwamy różnicę temperatury. Tam ciepło i wilgotno a tutaj mokro, deszczowo i dużo zimniej. Wszystko jest jak było. Nic się nie zdarzyło. Ojczyzna poradziła sobie przez tydzień beze mnie .
Ostatnio edytowane przez Bruno ; 27-06-2011 o 20:22
-
Odp: Moja wyprawa do Katalonii
PODSUMOWANIE I ZAKOŃCZENIE.
Na koniec, spróbuję zebrać najistotniejsze spostrzeżenia. Podczas pobytu w Katalonii nie spotkałem się z jakimkolwiek przejawem jawnej nieżyczliwości ze strony mieszkańców. Odebrałem ich jako pogodnych i tolerancyjnych. W końcu w Barcelonie i jej okolicach spotkać można ludzi z całego świata (poza turystami oczywiście) i o wszystkich kolorach skóry. Nie napotkałem trudności w kultywowaniu mojego hobby. W pokoju hotelowym znajdowały się popielniczki, co prawda papierosowe, ale były. System antypożarowy wymuszał jednak palenie na tarasie. W tym klimacie to przecież nie problem.
Ceny na wszystko - mniej więcej tak jak u nas. Mam na myśli pewną średnią, bo oczywiście różniły się w szczegółach. No na przykład nieprzyzwoicie tanie, dobre wino . Co innego znów nieznacznie droższe. Ceny cygar tak jak wszędzie. Ale nie szukałem okazji cenowych a czegoś, czego nie miałem i trudno nabyć w Polsce.
Na ulicach Barcelony mnóstwo skuterów, motocykli i rowerów. Powszechnym widokiem są swobodnie poruszający się ludzie na jednośladach. Wszyscy się lekko spóźniają i kto nie musi – nie pracuje w czasie sjesty. Tempo życia jest tu odczuwalnie wolniejsze niż w Polsce.
Słowem, warto podróżować a Katalonia to ciekawa kraina.
FI DE LA HISTORIA.
Ostatnio edytowane przez Bruno ; 27-06-2011 o 20:24
-
Odp: Moja wyprawa do Katalonii
Fajnie, że Ci się chciało to opisać tak szczegółowo. Ja też byłem na Costa Brava, też w Gironie i Barcelonie, może tylko z 30-40 km dalej gdzie spaliśmy. Dzięki Twoim opisom wiele sobie przypomniałem z tego wyjazdu (było to chyba w 2000 albo 2001 roku), bo byłem w dokładnie tych samych miejscach Barcelony. Zresztą miasto jedyne w swoim rodzaju, w centrum ulice głównie jednokierunkowe. Mam nadzieję, że Ci się podobało.
No i Jan Niezbędny w samolocie... ciekawe czy służy też jako folia termiczna jak stacjach kosmicznych w razie dziury
Ach te nowe humidory Radka i Rafała...
-
Odp: Moja wyprawa do Katalonii
Super relacja, dzięki.
Cum debita reverentia
entelm
-
Odp: Moja wyprawa do Katalonii
Dzik:
Mam nadzieję, że Ci się podobało.
No tak, dlatego napisałem, że trzeba tam jeszcze wrócić. Ale Ty akurat wiesz, skąd sie wziął ten wyjazd. Troszkę przyfarciło .
Wiesz co? Może wpadniemy tam razem w przyszłym roku w drodze na Kubę, hahahahaha. W końcu musi być lepiej, więc, czemu nie? Ja już się uczę hiszpańskiego.
Tą relację robiłem z przyjemnością. Łatwo nie było, ale słowo się rzekło .
-
Odp: Moja wyprawa do Katalonii
Pozdrawiam Iwona
-
Odp: Moja wyprawa do Katalonii
Wielki dzięki za obszerny tekst
A ja ... nie mam czasu go przeczytać... qrde, przepaszam...
Adam
-
Odp: Moja wyprawa do Katalonii
Jeszcze 3 dni zostały mi do przeczytania, ale już mogę napisać, że bardzo fajna relacja, wręcz zachęcająca do wyjazdu
-
Odp: Moja wyprawa do Katalonii
dzięki za obszerny tekst
A ja ... nie mam czasu go przeczytać... qrde, przepaszam...
Adam
Qrde, Adam, nie wstyd Ci?
Dymek, dzięki za pozytywną opinię.
-
Odp: Moja wyprawa do Katalonii
Zamieszczone przez Bruno
... Ani nie mam czasu podróżować ani pisać relacji. Mnie po prostu zmusili do jednego i drugiego. Ale na szczęście już kończę.
Z tego, co można było przeczytać,to nasuwają się,zupełnie inne wnioski
Ci,którzy mają tak dobry wpływ na ciebie...orderów są warci.
Szkoda,że tak krótka ta relacja .
Czytało się,ah jak się miło czytało.
Super interesujące doświadczenie...,,
sprawa sklepu trochę mocno mnie zaskoczyła,dwa tygodnie przed twoim pobytem,czytałem zupełnie świeżą i bardzo odmienną relację na jego temat.
|
|