Jakoś po tym dzisiejszym Padronie było mało i grzebałem w kubańskiej skrzynce i wygrzebałem Partagasa Serie D No 5. Z 10 już ich wypałiłem dotąd i dla mnie to pewniak. Przerwa była jednak dłuższa i ten egzemplarz miał coś nowego. Oprócz tego, że smakował jak poprzednie tj. jak kremowo, jedwabisto, tytoniowy sznikers to po raz pierwszy pokazał ROGI. I to jakie! Do takiego malucha spożyłem litr wody. Mój organizm zwykle śmieje się z takich rzeczy jak nadmiar nikotynowej mocy, ale tym razem poczuł respekt i krzyszał: WODY. Nie był to jakiś niemiły przesyt, czy jakaś haniebna smoła, ale ulatniająca się w kremowym, słodkim dymie zdradliwa moc. Konia by powaliła, a co dopiero Blesa. Następne za miesiąc z wiaderkiem wody na wszelki wypadek.