Prezentacja z 18.06.2010



Najbardziej okazałe cygaro marki Cohiba (tłum: kiść liści tytoniu w języku Indian Taino). Długość 5,9 cala, ring 52. Produkowane w fabryce El Laguito od 2002 roku. Należy do linii „1492”, której inauguracja przypadała na 1992 rok i specjaliści od marketingu z Habanos S.A. przypisali jej walory uczczenia pięćsetnej rocznicy odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolumba. Jako, że Siglo oznacza „wiek” to kolejne cygara z tej linii były numerowane i według teorii kolegów od marketingu z Habanos S.A. były hołdem dla koleinych setek lat przypadających po odkryciu Kolumba. Nie będę się wdawał w dywagacje, która z owych setek lat zasługuje mniej lub bardziej na uczczenie. Po wypaleniu Siglo V i zestawieniu wrażeń z tego palenia z moją dość ogólną wiedzą historyczną uznałem, że jedno z drugim ma jednak związek. Siglo VI to zatem science fiction, ale już tylko częściowo. Mamy za sobą (oby!!!) kryzys wywołany pośrednio przez Krzysztofa Kolumba, a przed nami dwie katastrofy w 2012 roku tj. mistrzostwa Europy w piłce nożnej oraz burza magnetyczna. Nie wiadomo, co gorsze.

Cygaro jest drogie. Oto aktualne dzisiaj zestawienie cen w SUI.



Warto nadmienić, że pudełko zawierające 10 tych cygar kosztuje w AKAN 841 zł, co biorąc pod uwagę, że dzisiaj waluta państwa, dla którego przestrzeń odkrył Krzysztof Kolumb, jest warta 3 złote i czterdzieści groszy, sprawia, że oferta naszego, najlepszego, polskiego sklepu cygarowego jest korzystniejsza od oferty CigarOne.com oraz TopCubans.com. Chłopców z Purroswiss.com nie przebije nikt.

Te cygara podobno powinny długo leżeć – co najmniej kilka lat, najlepiej, żeby pochodziły z humidora Klepitki, a palić je wypada przy wyjątkowych okazjach.

Moje cygaro spoczęło w moim humidorze 5 maja 2009 roku, a więc 410 dni wstecz, czyli niedługo. W związku z tym, że nie miałem okazji wymieniać cygar z Tomkiem, czego żałuję, kupiłem je sobie w AKAN. Palę je dzisiaj, żeby uczcić porażkę Niemców w meczu z Serbią 0:1, o której słyszałem od pracowników, bo sam ani trochę piłką nożną się nie interesuję. Uznałem jednak, że to doskonała okazja, ponieważ jestem jawnym niemcofobem (Jerzy: czy jest takie słowo?) oraz dlatego, że podobno dzisiejszy „sukces” drużyny niemieckiej zbudowało dwóch Polaków, których do dzisiaj określałem innym mianem, rozpoczynającym się na litrę „V”. Okazało się jednak, że nie miałem racji – to po prostu były „śpiochy”. Z trzech warunków korzystnego odbioru cygara Cohiba Siglo VI spełniłem tylko jeden.



Wygląda bardzo dobrze pod każdym względem.



Pierwsze porcje dymu przynoszą miodem słodki, orzechowy, lekko ziemisty posmak. Wytwarzają wrażenie, że cygaro jest lekko zbudowane. Dym pachnie intensywnie, bardzo aromatycznie, pięknie, ale kubki smakowe odczuwają niedosyt. Po jednym centymetrze następuje wyraźna poprawa. Aromat ziemi uwypukla się, dochodzi lekka pikantność, słodycz już wyraźnie miodowa miesza się ze słonym posmakiem skórzanym, dochodzi aromat dokładnie taki jaki czuć w piekarni – świeżego, prosto z pieca wyjętego chleba. Cygaro buduje się w kierunku średnim.

Spalanie od początku nie jest takie jak być powinno. Po około jednym centymetrze linia żaru skręca wyraźnie. Po kilku milimetrach popiół sam spada. Dobrze, że cygaro było w popielnicy. W cygarach za kilkanaście dolarów powinno być lepiej.

Pierwsza tercja daje poczucie palenia cygara średnio zbudowanego, oferującego bardzo gładki dym, w którym króluje aromat ziemisty z dodatkami skórzanymi i chlebowymi. To wszystko doprawione niewielką ilością białego pieprzu i oblane rozsądnie miodem.

W trakcie drugiej tercji, aż do jej połowy, w odbiorze smakowo – aromatycznym cygara nie zachodzą żadne zmiany. W połowie dystansu pogarsza się znacznie linia żaru, tworząc zakręt o profilu ząbkowanym. Na to estetyczne faux pas nakłada się niestety smakowe faux pas, gdyż cygaro zaczyna wydzielać gorycz porównywalną z goryczą niedojrzałych włoskich orzechów. Obie gafy są krótkotrwałe. Pierwszą likwiduję odpowiednio operując zapalniczką, a druga znika po dwóch porcjach dymu. Dalej cygaro ma to samo, co w części pierwszej i dodatkowo wzmacnia się tytoniowo. Nadal pozostaje gładkie, ale czysty i w sumie niezły tytoniowy aromat zaczyna lekko przykrywać ziemisto – skórzano – chlebowy dosłodzony miodem aromat. Nie jest źle i nie jest dobrze. Jest w miarę poprawnie, tak jak powinno być za 3 dolary.

Trzecią tercję dominuje czysty, poprawny aromat tytoniowy. Mieszanka aromatów i wzbogacających je niuansów z pierwszej tercji walczy o przetrwanie, ale ze skutkiem takim jak Francuzi w czerwcu 1940 roku. Dopiero, gdy do końca palenia pozostaje około 2,5 cm, a ja myślę o jakimś Perdomo lub RP, które zaspokoi mój niedosyt, cygaro, chyba wyczuwając mój dyskomfort stara się nadrobić stracony czas i strzela … skórzano – ziemistą, słodko – słoną esencją w najlepszym wydaniu, czyli takim jakie oferowały unikalne JP 2 ze szwajcarskiej dostawy via Dzik. Podobno zawsze można nadrobić stracony czas i odrobić straty. W tym przypadku to się nie udało. Jeśli podzielimy 17 dolarów przez 2 centymetry to za centymetr dobrego palenia wyjdzie nam 8,5 dolara. Ten sam centymetr można kupić za 39 centów w Puroswiss.com (JP 2 cab. 50 - $242).

W kontekście marketingowych iluminacji kolegów z Habanos S.A. cygaro Siglo VI to kiepska wróżba.